Wartości patriotyczne wynosi się z domu. Mój dziadek Leon Banasik miał czterech braci. Czesław Banasik był uczestnikiem kampanii wrześniowej i partyzantem w Armii Krajowej. Kolejni dwaj bracia Jan Banasik i Władysław Banasik również walczyli w partyzantce. Wszyscy mieszkali w jednej wiosce, w Duranowie w województwie świętokrzyskim.
Czesław Banasik cudem ocalał z rzezi, jaką urządzili Polakom Sowieci. Uciekając przed Rosjanami wolał się poddać Niemcom, niż trafić w ręce naszych sąsiadów. Widział, jak Ukraińcy krzyżowali na drzewach polskich żołnierzy.
Kiedy wraz z innymi więźniami był transportowany przez Niemców zdołał wyrwać deski w jednym z wagonów w pociągu i wyskoczyć. Było to gdzieś w okolicach Częstochowy. Następnie ukrywając się po lasach i wędrując wiele dni dotarł w lasy świętokorzyskie nieopodal swojej rodzinnej wsi Duranowa. Duranów w owym czasie miał około 68 domów.
Tam ukrywał się przez wiele miesięcy w lasach, a potem przyłączył się do jednego z oddziałów partyzanckich AK, aby zbrojnie kontynuować walkę z Niemcami. Jego oddział miał na swoim koncie wysadzanie pociągów, ataki na patrole zmotoryzowane i egzekucje SS-manów.
Partyzanci często odwiedzali Duranów, gdzie przebywali 2-3 dni, a następnie wracali do lasów.
Mój dziadek Leon Banasik podczas okupacji hitlerowskiej nosił do lasu jedzenie dla partyzantów, przenosił meldunki, przenosił broń. Czasami po kilka dni zostawał w lesie. informował ich również o ruchach wojsk niemieckich. Był łącznikiem w partyzantce. Często ryzykował życiem. Niemcy do niego wielokrotnie strzelali. Opowiadał jak kiedyś wykonując pewne zadanie, natknął się na Niemców i ostrzeliwany uciekał przez pole pełne cebuli do lasu.
Dziadek widział naocznie bestialstwo esesmanów, zdrady kolaborantów i okrucieństwa tej wojny. Śmierć nie oszczędzała wtedy nikogo.Opowiadał mi o egzekucjach, jakich dokonywali Niemcy na mieszkańcach wsi z wielkim wzruszeniem. Do dzisiaj pamiętał nazwiska zabitych i okoliczności, w jakich zginęli.
Dziadek opowiadał jak za butelkę bimbru kupowali broń od Rosjan, gdy się zbliżał front. Robili tak, aby dozbroić oddział, a zwykli sowieccy, frontowi żołnierze dla butelki bimbru sprzedali by wszystko. Mówił mi również o egzekucjach, jakie wykonywali sowieci na swoich własnych partyzantach, kiedy „wyzwalali polskie ziemie”.
Jedna z najbardziej heroicznych opowieści, jaką słyszałem od dziadka, miała miejsce koło Trzmielowa w lasach wojnowskich, gdzie znajdowała się leśniczówka. Tam pewnego razu zatrzymało się, aby odpocząć i coś zjeść jedenastu partyzantów i jedna kobieta, którzy przenosili broń. Na zewnątrz leśniczówki wystawili wartę, niestety partyzant, który miał pilnować zasnął zmęczony. Obudził się, gdy trzy samochody z Niemcami podjechały pod leśniczówkę. Niemcy myśleli, że wartownik partyzant to właściciel leśniczówki i chcieli od niego o mleko. Niemiec żądając mleka pchał się do sieni leśniczówki. Partyzant wszedł razem z nim i wyciągnął pistolet wkładając mu go w usta.Pozostali partyzanci wciągnęli go do domu.Rozpętała się strzelanina, która trwała od czwartej rano, do czwartej po południu. Niemcy ściągnęli posiłki z Ostrowca i Trzmielowa. Podczas wymiany ognia dziewczyna, która była z partyzantami, dostała postrzał w brzuch. Jeden z partyzantów był z kolei ranny w łydkę. Nikt nie zginął. Partyzantom udało się pod ostrzałem w końcu wycofać do lasu, ale niestety musieli zostawić ciężko ranną dziewczynę. Niemcy chcieli ranną przetransportować do szpitala, ale dziewczyna wiedząc, co ją później czeka pozrywała bandaże i rozerwała swoje rany umierając na miejscu. Wolała śmierć z własnych rąk, niż tortury niemieckich oprawców. Dziadek znał tą dziewczynę osobiście jak i partyzantów, którzy wtedy walczyli z Niemcami.
Leon Banasik był świadkiem, kiedy do Duranowa przyjechało Gestapo i za stodołę jednego z domów Niemcy wyprowadzili Józefa Zowala i jego syna. Tam ich rozstrzelano. Synowi Zowala Gestapowcy strzelali prosto w gardło.
Widział także, jak o szóstej rano Gestapo wyprowadziło z domu rodzinę Kirliańskich z Potoku i rozstrzelano ich. Niemcy zamordowali wtedy siedmioro dzieci.
Dziadek opowiadał mi też o historii gajowego Siwielca, którego zobaczył kiedyś w lesie z Niemcami. O tym szybko poinformował swojego brata Czesława, który był w AK i od tej pory Siwielec był pod obserwacją partyzantów. Pewnego razu gajowy pojechał do wsi Wiktorin, gdzie spotkał się ze znajomymi i pił z nimi wódkę. W tym czasie jeden z partyzantów wziął jego płaszcz, w którym znalazł list do Gestapo. W liście tym był donos między innymi na tych, z którymi Siwielec pił wódkę. Na gajowego został wydany wyrok śmierci, jednakże zdołał się on ukryć. Po wojnie za kolaborację z Niemcami dostał wyrok 15 lat pozbawienia wolności.
Moja babcia Magdalena Banasik pochodziła z Liege w Belgii. Przyjechała w wakacje 1939 roku pomóc choremu wujowi. Niestety pomimo śmierci wujka nie zdołała wyjechać z Polski z powodu wybuchu II wojny światowej. Z powodu swojego wyglądu ( ciemna karnacja, kruczoczarne włosy), braku dokumentów, które miał jej ojciec, który został zatrzymany przez Niemców, musiała się ukrywać całą okupację. Niemcy, gdyby ją znaleźli, podczas rozlicznych przeszukań najprawdopodobniej wzięli by ją za Żydówkę. A to oznaczałoby śmierć.
Po zakończeniu II wojny światowej mój dziadek i jego bracia pracowali jako górnicy w kopalnii fosforytów. Dziadek otrzymał pracę, jako 17 letni chłopak po uprzedniej zgodzie, jaką otrzymał od urzędu gminy. Na urzędowej zgodzie wydano poświadczenie, że jest pełnoletni i może pracować na kopalnii. Jego brat Czesław – były żołnierz Armii Krajowej kombinował na różne sposoby. Otworzył sklep spożywczy i handlował tym, co udało mu się tanio kupić. Jeździł po wsiach i odkupował od chłopów ich inwentarz i przerabiał go na wędliny i kiełbasy. Ten interes prosperował mu całkiem przyzwoicie.
Barbarzyństwo tej wojny odcisnęło na moim dziadku i jego braciach swoje krwawe piętno.Nie byli tymi samymi ludźmi, którzy żyli w Wolnej Polsce tuż przed wybuchem II wojny światowej!
Władysław Banasik zginął po wojnie w wypadku na kopalni. Tadeusz Banasik pracował w kopalni fosforytów Annopol. Zmarł w wieku 54 lat z powodu pylicy płuc, jakiej nabawił się w kopalni. Jan Banasik zmarł w 1994 roku, a Czesław Banasik żołnierz Armii Krajowej umarł w 2004 roku w Częstochowie.
” Nie ma nic gorszego niż wojna. Giną wtedy kobiety, dzieci. Ludzie nie mają sumienia i litości mordując innych” – powiedział mój dziadek opowiadając mi niezliczone historie o tamtych czasach.
W 2000 roku Leon Banasik i moja babcia Magdalena Banasik na wniosek wojewody łódzkiego otrzymali odznaczenia, medale od Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej za 50 lat życia w związku małżeńskim. Razem jako małżeństwo przeżyli zgodnie 58 lat. Doczekali się czwórki dzieci: Barbary, Edwarda, Jerzego i Ryszarda.
Do dzisiaj moi dziadkowie są dla mnie wielkim przykładem tego, jacy powinni być dla siebie ludzie, którzy się kochają i szanują. Zawsze stanowili dla mnie wzorzec dobrego i zgodnego małżeństwa.
« Cześć i chwała bohaterom! Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy! Zofia Mrozowska w piosence „Warszawo ma” i Danuta Szaflarska żywa legenda filmu „Zakazane piosenki” »