Archiwum dla: Magdalena Banasik


Wspominam moich dziadków, Magdalenę i Leona Banasik z Łęczycy, którzy odeszli do domu Pana. Poznali się podczas okupacji niemieckiej podczas II wojny światowej i byli zgodnym i kochającym się małżeństwem przez kilkadziesiąt lat, wychowując czwórkę dzieci i wielu wnuków.
Jestem świadomy, że śmierć nie jest naszym końcem, jest tylko podróżą do Królestwa Niebieskiego. Od momentu narodzin, dzień za dniem idziemy wciąż naprzód i nieuchronnie zbliżamy się do Boga. Wszystko ma swój początek i wszystko ma też swój koniec, także każdy z nas, któregoś dnia opuści swoją ziemską powłokę i uda się w wędrówkę do Królestwa Bożego.
Jezus Chrystus jest naszą Drogą, Prawdą i Życiem. Jest obietnicą, nadzieją, zmartwychwstaniem i życiem wiecznym. Każdy człowiek, który wierzy w Jezusa i przestrzega Jego słów, choćby umarł żyć będzie.
Jezus Chrystus pokazał nam drogę, dał nam przykład i objawił nam Prawdę o życiu i śmierci. Nie lękajmy się, bo On jest naszą Mocą, Pieśnią i Zbawieniem.

Boże, nasz Ojcze, w każdej chwili obdarowujesz nas życiem i na wieki nie przestaniesz tego czynić. Ty jesteś Miłością, a więc i śmierć ciała, jako kara za grzech pierworodny, jest na nas dopuszczona przez Miłość dla naszego dobra. Bądź więc uwielbiony w śmierci naszego ciała i w przyszłym jego zmartwychwstaniu.
Wierzę, że śmierć to Twój potężny i piękny Anioł, posłuszny Twojej woli, który w odpowiednim dniu wyprowadza duszę z ciała i prowadzi ją przed Twoje oblicze. Śmierć jest więc przyjaciółką posłaną przez Miłość do tych, którzy kochają (chociaż także do tych, którzy Ciebie nienawidzą).
Panie Boże, miłosierny Ojcze bądź dzisiaj z moimi bliskmi, którzy wspominają moich dziadków. Utul ich swoim Ojcowskim ciepłem i daj obietnicę życia wiecznego. Wiem, że śmierć jest drogą do ciebie, a więc do wiecznej miłości i szczęścia. Zadaje jednak ona ból nam pozostającym na ziemi, otwiera w nas głęboką ranę, gdyż odchodzący mają w naszym sercu swoje – nie do zastąpienia przez kogokolwiek z ludzi – miejsce Czy sam nie znasz tej rany? Chociaż jesteś Bogiem, a więc Pełnią Szczęścia, czyż nie cierpiałeś najwięcej ze wszystkich, gdy Twój Syn Jedyny umierał na krzyżu…? Dobrze więc rozumiesz  ból po stracie. Zapisz ten ból w swoim Ojcowskim sercu jako mój i krzyż, który teraz niosę i Tobie ofiaruję…Amen.

Zmarł mój dziadek Ś.P Leon Banasik (*)
Podczas II wojny światowej był łącznikiem w partyzantce, a po wojnie cięzko pracował, jako górnik najpierw w świętokrzyskim, a potem w Łęczycy.
Dziadek odszedł do domu Pana i jest już szczęśliwy w Królestwie Niebieskim, bez bólu i cierpienia, które mu towarzyszyły w ostatniej drodze do wieczności. Znalazł ukojenie w miłującej obecności Jezusa i spotkał w Niebiosach swoją ukochaną żonę, a moją babcię Magdalenę.
Ostatnie pożegnanie mojego dziadka odbędzie się w czwartek 7 stycznia w Łęczycy. Pokój Jego Duszy (*)

kamilbazelak.pl/moi-dziadkowie-magdalena-banasik-i-leon-banasik-wartosci-patriotyczne-wynosi-sie-z-domu/

kamilbazelak.pl/zmarla-moja-babcia-magdalena-banasik/

Wartości patriotyczne wynosi się z domu. Mój dziadek Leon Banasik miał czterech braci. Czesław Banasik był uczestnikiem kampanii wrześniowej i partyzantem w Armii Krajowej. Kolejni dwaj bracia Jan Banasik i Władysław Banasik również walczyli w partyzantce. Wszyscy mieszkali w jednej wiosce, w Duranowie w województwie świętokrzyskim.

Czesław Banasik cudem ocalał z rzezi, jaką urządzili Polakom Sowieci. Uciekając przed Rosjanami wolał się poddać Niemcom, niż trafić w ręce naszych sąsiadów. Widział, jak Ukraińcy krzyżowali na drzewach polskich żołnierzy.
Kiedy wraz z innymi więźniami był transportowany przez Niemców zdołał wyrwać deski w jednym z wagonów w pociągu i wyskoczyć. Było to gdzieś w okolicach Częstochowy. Następnie ukrywając się po lasach i wędrując wiele dni dotarł w lasy świętokorzyskie nieopodal swojej rodzinnej wsi Duranowa. Duranów w owym czasie miał około 68 domów.
Tam ukrywał się przez wiele miesięcy w lasach, a potem przyłączył się do jednego z oddziałów partyzanckich AK, aby zbrojnie kontynuować walkę z Niemcami. Jego oddział miał na swoim koncie wysadzanie pociągów, ataki na patrole zmotoryzowane i egzekucje SS-manów.

Partyzanci często odwiedzali Duranów, gdzie przebywali 2-3 dni, a następnie wracali do lasów.
Mój dziadek Leon Banasik  podczas okupacji hitlerowskiej nosił do lasu jedzenie dla partyzantów, przenosił meldunki, przenosił broń. Czasami po kilka dni zostawał w lesie. informował ich również o ruchach wojsk niemieckich. Był łącznikiem w partyzantce. Często ryzykował życiem. Niemcy do niego wielokrotnie strzelali. Opowiadał jak kiedyś wykonując pewne zadanie, natknął się na Niemców i ostrzeliwany uciekał przez pole pełne cebuli do lasu.

Dziadek widział naocznie bestialstwo esesmanów, zdrady kolaborantów i okrucieństwa tej wojny. Śmierć nie oszczędzała wtedy nikogo.Opowiadał mi o egzekucjach, jakich dokonywali Niemcy na mieszkańcach wsi z wielkim wzruszeniem. Do dzisiaj pamiętał nazwiska zabitych i okoliczności, w jakich zginęli.

Dziadek opowiadał jak za butelkę bimbru kupowali broń od Rosjan, gdy się zbliżał front. Robili tak, aby dozbroić oddział, a zwykli sowieccy, frontowi żołnierze dla butelki bimbru sprzedali by wszystko. Mówił mi również o egzekucjach, jakie wykonywali sowieci na swoich własnych partyzantach, kiedy „wyzwalali polskie ziemie”.

Jedna z najbardziej heroicznych opowieści, jaką słyszałem od dziadka, miała miejsce koło Trzmielowa w lasach wojnowskich, gdzie znajdowała się leśniczówka. Tam pewnego razu zatrzymało się, aby odpocząć i coś zjeść jedenastu partyzantów i jedna kobieta, którzy przenosili broń. Na zewnątrz leśniczówki wystawili wartę, niestety partyzant, który miał pilnować zasnął zmęczony. Obudził się, gdy trzy samochody z Niemcami podjechały pod leśniczówkę. Niemcy myśleli, że wartownik partyzant to właściciel leśniczówki i chcieli od niego o mleko. Niemiec żądając mleka pchał się do sieni leśniczówki. Partyzant wszedł razem z nim i wyciągnął pistolet wkładając mu go w usta.Pozostali partyzanci wciągnęli go do domu.Rozpętała się strzelanina, która trwała od czwartej rano, do czwartej po południu. Niemcy ściągnęli posiłki z Ostrowca i Trzmielowa. Podczas wymiany ognia dziewczyna, która była z partyzantami, dostała postrzał w brzuch. Jeden z partyzantów był z kolei ranny w łydkę. Nikt nie zginął. Partyzantom udało się pod ostrzałem w końcu wycofać do lasu, ale niestety musieli zostawić ciężko ranną dziewczynę. Niemcy chcieli ranną przetransportować do szpitala, ale dziewczyna wiedząc, co ją później czeka pozrywała bandaże i rozerwała swoje rany umierając na miejscu. Wolała śmierć z własnych rąk, niż tortury niemieckich oprawców. Dziadek znał tą dziewczynę osobiście jak i partyzantów, którzy wtedy walczyli z Niemcami.

Leon Banasik był świadkiem, kiedy do Duranowa przyjechało Gestapo i za stodołę jednego z domów Niemcy wyprowadzili Józefa Zowala i jego syna. Tam ich rozstrzelano. Synowi Zowala Gestapowcy strzelali prosto w gardło.
Widział także, jak o szóstej rano Gestapo wyprowadziło z domu rodzinę Kirliańskich z Potoku i rozstrzelano ich. Niemcy zamordowali wtedy siedmioro dzieci.

 

Dziadek opowiadał mi też o historii gajowego Siwielca, którego zobaczył kiedyś w lesie z Niemcami. O tym szybko poinformował swojego brata Czesława, który był w AK i od tej pory Siwielec był pod obserwacją partyzantów. Pewnego razu gajowy pojechał do wsi Wiktorin, gdzie spotkał się ze znajomymi i pił z nimi wódkę. W tym czasie jeden z partyzantów wziął jego płaszcz, w którym znalazł list do Gestapo. W liście tym był donos między innymi na tych, z którymi Siwielec pił wódkę. Na gajowego został wydany wyrok śmierci, jednakże zdołał się on ukryć. Po wojnie za kolaborację z Niemcami dostał wyrok 15 lat pozbawienia wolności.

Moja babcia Magdalena Banasik pochodziła z Liege w Belgii. Przyjechała w wakacje 1939 roku pomóc choremu wujowi. Niestety pomimo śmierci wujka nie zdołała wyjechać z Polski z powodu wybuchu II wojny światowej. Z powodu swojego wyglądu ( ciemna karnacja, kruczoczarne włosy), braku dokumentów, które miał jej ojciec, który został zatrzymany przez Niemców, musiała się ukrywać całą okupację. Niemcy, gdyby ją znaleźli, podczas rozlicznych przeszukań najprawdopodobniej wzięli by ją za Żydówkę. A to oznaczałoby śmierć.

Po zakończeniu II wojny światowej mój dziadek i jego bracia pracowali jako górnicy w kopalnii fosforytów. Dziadek otrzymał pracę, jako 17 letni chłopak po uprzedniej zgodzie, jaką otrzymał od urzędu gminy. Na urzędowej zgodzie wydano poświadczenie, że jest pełnoletni i może pracować na kopalnii. Jego brat Czesław – były żołnierz Armii Krajowej kombinował na różne sposoby. Otworzył sklep spożywczy i handlował tym, co udało mu się tanio kupić. Jeździł po wsiach i odkupował od chłopów ich inwentarz i przerabiał go na wędliny i kiełbasy. Ten interes prosperował mu całkiem przyzwoicie.

Barbarzyństwo tej wojny odcisnęło na moim dziadku i jego braciach swoje krwawe piętno.Nie byli tymi samymi ludźmi, którzy żyli w Wolnej Polsce tuż przed wybuchem II wojny światowej!
Władysław Banasik zginął po wojnie w wypadku na kopalni. Tadeusz Banasik pracował w kopalni fosforytów Annopol. Zmarł w wieku 54 lat z powodu pylicy płuc, jakiej nabawił się w kopalni. Jan Banasik zmarł w 1994 roku, a Czesław Banasik żołnierz Armii Krajowej umarł w 2004 roku w Częstochowie.

” Nie ma nic gorszego niż wojna. Giną wtedy kobiety, dzieci. Ludzie nie mają sumienia i litości mordując innych” – powiedział mój dziadek opowiadając mi niezliczone historie o tamtych czasach.

partyzanci-armia-krajowa

W 2000 roku Leon Banasik i moja babcia Magdalena Banasik na wniosek wojewody łódzkiego otrzymali odznaczenia, medale od Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej za 50 lat życia w związku małżeńskim. Razem jako małżeństwo przeżyli zgodnie 58 lat. Doczekali się czwórki dzieci: Barbary, Edwarda, Jerzego i Ryszarda.
Do dzisiaj moi dziadkowie są dla mnie wielkim przykładem tego, jacy powinni być dla siebie ludzie, którzy się kochają i szanują. Zawsze stanowili dla mnie wzorzec dobrego i zgodnego małżeństwa.

magdalena-banasik-leon-banasik-jerzy-banasik-barbara-banasik-edward-banasik-ryszard-banasikmagdalena-banasik-i-leon-banasik

 

18 września 2008 roku zmarła moja babcia Magdalena Banasik. Żyła 78 lat. Urodziła się w Liege w Belgii.
Przyjechała do Polski wraz z rodzicami w wakacje w 1939 roku, aby pomóc śmiertelnie choremu wujowi. Niestety pomimo śmierci wujka nie zdołała już wyjechać z Polski, gdyż wybuchła II wojna światowa. Jej ojca zatrzymało gestapo.
Moja babcia powodu swojego wyglądu, miała ciemną karnację, kruczoczarne włosy, a także braku jakichkolwiek dokumentów poświadczających, kim jest, musiała się ukrywać całą okupację. Niemcy, gdyby ją znaleźli, podczas rozlicznych przeszukań najprawdopodobniej wzięli by ją za Żydówkę. A to oznaczałoby pewną śmierć. Wszystkie dokumenty miał przy sobie ojciec mojej babci, w momencie zatrzymania przez Niemców. Po wojnie babcia poznała mojego dziadka Leona, który pracował, jako górnik. Wzięli ślub kościelny i doczekali się czwórki dzieci: Barbary, Edwarda, Ryszarda i Jerzego.
Moja babcia była wspaniałą, wierzącą osobą, zawsze pogodną, wyrozumiałą, kochającą ludzi.
W 2000 roku Leon Banasik i moja babcia Magdalena Banasik na wniosek wojewody łódzkiego otrzymali odznaczenia, medale od Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej za 50 lat życia w związku małżeńskim. Razem jako małżeństwo przeżyli zgodnie 58 lat.
Dzisiaj moja babcia Madzia odeszła do domu Pana i jest już szczęśliwa w objęciach Jezusa. Kocham ją całym sercem. Pokój Jej Duszy (*)

 

Powered by ST.